Modnym obecnie słówkiem wśród rodziców w Ameryce Północnej jest grit (motywacja osiągnięć), termin spopularyzowany przez Angelę Lee Duckworth z Uniwersytetu Pensylwania. W swoim wykładzie Grit: The Power of Passion and Perseverance definiuje go ona jako „zdolność do realizacji długoterminowych celów dzięki pasji i wytrwałości”. Według niektórych psychologów grit jest lepszym wyznacznikiem sukcesu niż inteligencja i talent. Oznacza to, że w praktyce bardziej wytrwały może wygrać ze zdolniejszym.
Jeśli coś się zaczyna, to należy skończyć. Jeśli zapiszesz swoje dziecko na hokeja, a ono nie lubi budzić się wcześnie rano na treningi i nie idzie mu jazda na łyżwach – w dalszym ciągu powinieneś zmusić je, aby wytrwało przynajmniej do końca sezonu. To samo odnosi się do Ciebie. Nie chcesz poświęcać weekendów na turnieje, a przy tym nie masz przyjemności siedzieć w zimnie przez wiele godzin z rzędu – mimo wszystko powinieneś kontynuować.
Dlaczego grit jest tak popularny w obecnym czasie? Jedną z przyczyn jest na pewno fakt, że dzięki mediom społecznym tak łatwo jest stworzyć wspólnotę drużyny piłki nożnej lub hokeja – na Facebooku pojawiają się zdjęcia z meczów, informacje o wspólnych wyjazdach, pizza party lub grillu – masz poczucie, że jesteś częścią czegoś większego. Jest też większa presja i więcej skłonności do porównań – więcej powodów, aby mieć grit.
Grit to inny rodzaj kompetencji niż IQ i talent, które przewidują sukces zarówno naukowy, jak i zawodowy. „Idea, że dzieci mają dostawać piątki ze wszystkiego i uczestniczyć w dodatkowych zajęciach jest błędna” – twierdzi Angela Duckworth. „Jedną z najlepszych lekcji, jakiej dziecko może się nauczyć, to niezałamywanie się w obliczu porażki”. W rzeczywistości, według autorki, ta cecha okazuje się mieć większe znaczenie dla szans dziecka na osiągnięcie swojego pełnego potencjału niż inteligencja, uzdolnienia, a nawet oceny.
Zatem zamiast chwalić swoje dziecko za stopnie lub za bycie „zdolnym”, chwalmy je za to, że jest wytrwałe i zdeterminowane. Rodzice helikoptery, którzy żyją w przekonaniu, że nigdy nie powinniśmy pozwolić naszym dzieciom na klęskę, uczestniczą w wychowywaniu generacji młodych ludzi, którzy nie są przygotowani do radzenia sobie z życiowymi wyzwaniami. Pozwólmy naszym dzieciom poznać smak porażki. Wspierajmy je w trudnych chwilach, ale nie ratujmy. Pozwólmy im doświadczyć nieprzyjemnych myśli i uczuć, tak, aby mogły same dojść do tego, w jaki sposób rozwiązać problem.
Miejmy na uwadze odporność, nie współczucie. Na przykład, jeśli dziecko mówi, że nie zostało zaproszone na party urodzinowe, powiedz: – „OK, więc jesteś wolny w sobotę po południu, możemy razem pójść na ten nowy film, który chcieliśmy obejrzeć”, zamiast: – „Przykro mi, kochanie, musisz czuć się okropnie z tego powodu”. Rodzice 2-letniej Emmy zmienili plany całej rodziny, aby dziecko nie „straciło” zabawy halloweenowej w przedszkolu. Sophie z tej samej grupy wiekowej nie została na balu, ponieważ przyjechała babcia z Toronto. Ta sama sytuacja – dwa różne podejścia.
Nie szkodzi, że dziecko przeżywa frustracje i rozczarowania. Naszym dążeniem jest, aby próbowało, ćwiczyło, doskonaliło się, a dla niego, aby wiedziało, że gdy przykłada się do pracy, może osiągnąć swoje cele. Koncentrujmy się na wysiłku, a nie na wynikach. – „Widzę, że bardzo się starałaś”. Pamiętajmy, że perfekcja nie jest celem. Niech dziecko próbuje robić pewne rzeczy samo od najmłodszych lat. Stój obok, gotowa do asysty, ale… trzymaj ręce przy sobie, ogranicz się do zachęty i dopingu, chyba że naprawdę trzeba pomóc. – „Brawo! Wiedziałam, że potrafisz to zrobić!”.
autor: Jola